wtorek, 18 lipca 2017

Pętla kędzierzyńska - kajakowe marzenie.

W tym roku wreszcie udało mi się spełnić moje marzenie - spływ kajakiem. Może to nic spektakularnego, ale już od dłuższego czasu nosiłam się z tym pomysłem. Namawiałam Marcina i resztę, żeby wybrać się na jakąś niewymagającą trasę. W końcu trafiła się fajna okazja na grouponie. Szybka decyzja i stało się. Wyruszyliśmy w podróż naszym 7-osobowym, wesołym ,,autobusem". Do wyboru w pasującym nam dniu mieliśmy tylko pętle kędzierzyńską i to jeszcze w ramach organizowanego ,,dnia matki w kajaku".  Patowo, ale na szczęście para ,,matka z dzieckiem" była tylko jedna i trasa rzeczywiście okazała się z tych mniej wymagających (poza tym, że miała 18 km i trwała 5 godzin, a pod koniec byliśmy już ledwo żywi hehe).


Opowiem też może trochę więcej o samej trasie. Naszą przygodę zaczęliśmy z parkingu na stanicy kajakowej przy stadionie sportowym w Kędzierzynie-Koźlu (ul. Grunwaldzka 71). Początkowo Marcin siadł z przodu kajaka, co prawie przypłaciliśmy wywrotką. Za chiny nie mogliśmy płynąć do przodu, ciągle kręcąc się to w lewo, to w prawo zaliczając przybrzeżne krzaki (bynajmniej w żadnym nieobyczajnym celu). Nie wiedziałam co z tego będzie i naszą bezradność kwitowaliśmy tylko śmiechem. Po tak nieudolnej próbie płynięcia zostaliśmy daleko w tyle. W końcu po jakiś 20-30 minutach dogramoliliśmy się do progu na Żabieńcu, gdzie czekała już na nas reszta kajakowej ekipy. Oczywiście nie potrafiliśmy dobić do brzegu, żeby przenieść nasz kajak przez ten około metrowy wodospad. Hamując straciliśmy stabilność i panowanie nad kajakiem, kierując się nieuchronnie ku przepaści. Kiedy nasz przewodnik krzyknął ,. nie płyńcie tam, bo jest tam wodospad!" o mało zawału nie dostałam haha. Wiosłowaliśmy tak mocno, że ręce mi zdrętwiały.  Wodospadowy incydent zakończył się szczęśliwie i mogliśmy zrobić sobie zdjęcie grupowe na lądzie. :) Zamieniliśmy się też miejscami. Tym razem ja usiadłam z przodu, a Marcin z tyłu, co okazało się strzałem w dziesiątkę i nie mieliśmy już żadnych kłopotów w dalszej części wyprawy.

Po chwili odpoczynku popłynęliśmy dalej Kłodnicą wzdłuż lasu do jej ujścia z Odrą i przepłynęliśmy obok Przystani Szkwał.  Następnie po około 1,5 km wpłynęliśmy do zabytkowej śluzy w Koźlu z 1830 r. Zanim wrota otworzyły się przed nami, mieliśmy chwilę żeby się napić i coś sobie przekąsić. W prawdzie zapach nie był zbyt zachęcający, ale nie wiedzieliśmy kiedy znów czeka nas taki dłuższy postój.
Po następnym 1 km, przepłynęliśmy pod metalowym mostem kolejowym nad Odrą. Niestety w tym momencie spostrzegliśmy z Marcinem, że zostaliśmy znowu w tyle, gdyż tempo naszego wiosłowania miało relaksacyjną prędkość, kiedy reszta gnała bez chwili odpoczynku (albo to my nie mamy sił w rękach). Musieliśmy mocno przyśpieszyć, co odebrało mi nieco przyjemności z dalszego kajakowania, ale tylko na chwilę. ;)


Po tym morderczym tempie, kiedy to walczyliśmy o przedostatnie miejsce z matką i dzieckiem, wpłynęliśmy do Kanału Gliwickiego. Tu ciekawostka: kanał ten nosił kiedyś nazwę Adolfa Hitlera. ;) Rzeka już od jakiegoś czasu zrobiła się znacznie szersza i można było powiedzieć, że wypłynęliśmy na szerokie wody.  Po kolejnych ,,tylko" 6 km zbliżyliśmy się do drugiej śluzy. Śluza w Kłodnicy jest jedną z największych w Polsce i naprawdę robi wrażenie. Działa na zasadzie wpuszczenia wody do jej środka i podniesienia poziomu wody aż o 10 metrów! Trwało to kilka minut, w trakcie których unosiliśmy się coraz wyżej. Mega! Jedynym negatywem był panujący wokół straszny syf eehh.. Niektórzy te śluzy traktują chyba jako śmietnisko, wrzucając co popadnie.




Dalszy odcinek trasy, został moją ulubioną częścią pętli kędzierzyńskiej. Bardzo spokojny, cichy, pośród lasu i zieleni. Tu mogłabym już płynąć tylko z prądem. :) Niestety i on się kiedyś skończył. Dopłynęliśmy do miejsca, które fachowo nazywa się przepustem syfonowym. Tam po raz ostatni już przenieśliśmy swoje kajaki. Wąską rzeką Kłodnicą, pośród ogródków działkowych, po około 15 minutach zakończyliśmy spływ w naszym pierwotnym punkcie wyjścia.


Muszę przyznać, że wrażenia niesamowite. Bardzo się cieszę, że udało mi się w końcu spłynąć kajakiem i to jeszcze w naprawdę fajnej okolicy. Mam nadzieje, że nie był to mój pierwszy i ostatni raz. Polecam każdemu taki aktywny wypoczynek. Nie zróbcie tylko tego samego błędu co ja i posmarujcie się kremem z filtrem UV. ;)

Polecam też skorzystać tak jak my z oferty spływu po pętli kędzierzyńskiej firmy Pagajos. :) Link macie tu. A po więcej zdjęć odsyłam Was tu.

Czekam na Wasze wrażenia :)


4 komentarze:

  1. Kajaki fajna sprawa, chętnie wybierzemy się kiedyś razem z wami :)

    OdpowiedzUsuń
  2. 52 yr old Structural Analysis Engineer Hedwig Vowell, hailing from Thornbury enjoys watching movies like The Derby Stallion and Archery. Took a trip to Rock Art of the Mediterranean Basin on the Iberian Peninsula and drives a Viper. post informacyjny

    OdpowiedzUsuń