sobota, 13 kwietnia 2019

Bieszczady od pierwszego wejrzenia - Tarnica.


Tak, to był mój pierwszy krok w Bieszczadach i od razu zakochanie. Taka sytuacja. Co tu wiele opisywać? Po prostu piękno, zachwyt, natura w pełnej swej okazałości. Muszę się przyznać, że miałam niewielkie oczekiwania. Spodziewałam się widoków znanych mi już z Beskidów, a tu takie zaskoczenie. Może to przez bezkres otaczających mnie zewsząd gór? A może przez rozciągające się dookoła zielone połoniny? Tego nie wiem, ale wiem, że na pewno jeszcze tu wrócę i to nie raz. 

Na pierwszy raz w polskich Bieszczadach wybraliśmy Tarnicę - najwyższy szczyt tego pasma górskiego i województwa podkarpackiego, wznoszący się na krańcu połonin, w grupie tzw. gniazda Tarnicy i Halicza. Tarnica należy do Korony Gór Polski i mierzy sobie 1346 m n.p.m. Na szczyt prowadzą dwa szlaki, my wybraliśmy 8 kilometrowy czerwony z Ustrzyk Górnych przez Szeroki Wierch a następnie żółty z Przełęczy Krygowskiego do samego końca. 

Droga w górę zajęła nam ponad trzy godziny, wracaliśmy też tą samą trasą. Razem przeszliśmy około 18 km. Może następnym razem jeśli lepiej się przygotujemy (czyt. wyjdziemy wcześniej) przy powrocie zaliczymy też Halicz? Od siebie mogę szczerze polecić czerwony szlak, ponieważ nie jest specjalnie wymagający, a widoki piękne zarówno na polską jak i ukraińską część Bieszczad. Obok połonin Caryńskiej i Wetlińskiej, najczęściej odwiedzany wierzchołek regionu, co niestety niesie też ze sobą przykre konsekwencje w postaci ilości turystów i pozostawianych przez nich śmieci...

Chciałabym tu również pozdrowić Grzegorza, który dołączył do nas na trasie, a z którym to rozważaliśmy różne możliwe opcje wyeliminowania dziwnej, hałaśliwej i pijanej hordy łysych sebixów, którzy musieli zbudzić się tego poranka i stwierdzić, że pójdą w góry akurat wtedy co my. Nie wiem co mogło skłonić ich małe umysły do zamiany swojej pijackiej mordowni na piękne okoliczności przyrody i tym samym uprzykrzenie egzystencji wszystkim innym formom życia na tej planecie. Dobrze, że jednak te niewielkie wzniesienia po drodze okazały się dla nich zbyt wielką przeszkodą i odpadli już na początku. A stwierdziliśmy to z radością po zaległej wreszcie ciszy godnej bieszczadzkich lasów. :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz