sobota, 31 grudnia 2016

Górskie wędrówki - Beskidy (podsumowanie roku)

Na podsumowanie 2016 roku chcę podzielić się z Wami doświadczeniem moich letnich wędrówek po Beskidach. Dlaczego akurat ten temat wybrałam na zamknięcie roku na moim blogu? Bo jestem z tego niezwykle dumna i poczytuje to sobie jako mój tegoroczny sukces. Pewnie dla zaprawionych górskich piechurów Beskidy to taki poobiedni spacer z 3 letnim dzieckiem, ale dla mnie każdy szczyt, który ma około 1000 m.n.p.m. już stanowi wyzwanie. W okresie gimnazjalno-licealnym wspinałam się stosunkowo często, ale bardzo tego nie lubiłam i robiłam to tylko dla towarzystwa. Okropnie szybko się wtedy męczyłam i szłam cała czerwona na końcu grupy złorzecząc pod nosem. Porzuciłam górskie wędrówki na wiele lat i na każdą propozycję wspinaczki odpowiadałam stanowcze: NIE! Do czasu...

Czantoria


Gdy w tym roku znajomi podsunęli myśl o wypadzie w góry, byłam dość sceptycznie nastawiana, ale fajnie było spędzić trochę czasu wspólnie, no i miałam za sobą już prawie dwumiesięczne regularne bieganie. Stwierdziłam więc - czemu nie? Najwyżej będę wszystkim uprzykrzać czas swoim marudzeniem. Poprzeczka nie była też zbyt wysoko zawieszona, bo naszym celem została mierząca ,,tylko" 995 m.n.p.m. Wielka Czantoria. Zaparkowaliśmy samochód w Ustroniu i czerwonym 3,5 kilometrowym szlakiem powędrowaliśmy w górę.

sobota, 17 grudnia 2016

Niemcy - zamek Veitshöchheim

Dziś chciałabym opowiedzieć Wam trochę o niezwykle urokliwym miejscu, oddalonym od Würzburga zaledwie o 7 kilometrów. Jest nim zamek w Veitshöchheim. Do zamku możemy dostać się zarówno komunikacją miejską jak i promem, co stanowi dodatkową atrakcję. Miejsce to przyciąga turystów nie tylko historyczną budowlą, ale i niesamowitym rokokowym ogrodem z pięknymi rzeźbami Johanna Petera Wagnera. Może za bardzo się zachwycam, ale to naprawdę przyjemne miejsce, nawet wiosną, kiedy cała roślinność jest jeszcze w powijakach.

niedziela, 11 grudnia 2016

Niemcy - stary Würzburg

Kolejnym miejscem, które udało mi się odwiedzić w Niemczech był Würzburg. Miasto położone jest nad rzeką Men w Bawarii, w regionie frankońskim znanym z pięknych zamków i dobrego lokalnego wina. Wszystkie miejscowe zabytki położone są blisko siebie, więc odległości między nimi pokonywaliśmy pieszo. Żałuję tylko, że byliśmy tam wczesną wiosną, ponieważ nie mogłam podziwiać w całej swojej okazałości przypałacowych ogrodów, ani winnic.

Würzburg jest stary miastem. Jego początki sięgają czasów celtyckich, jednak pierwszą oficjalną wzmiankę historyczną o miejscowości spotykamy w liście księcia Hedana II do biskupa Willibrorda w 704 roku. Ważną datą dla miast był również rok 686, w którym to irlandzcy misjonarze przynieśli miastu chrześcijaństwo, tworząc na jego terenie biskupstwo. Religia i duchowieństwo wyznaczali jego dalszy kierunek rozwoju na lata. Niewątpliwą ciekawostką jest fakt, iż w tamtym czasie obszar diecezji wurzburskiej zamieszkiwany był także przez najdalej wysunięte na zachód plemiona Słowian. Cesarz Ludwik Pobożny w liście do miejscowego biskupa zalecał ochrzczenie słowiańskich mieszkańców i zbudowanie dla nich kościoła.

Miasto jest bogate w zabytki. Jednak tak samo, jak w przypadku Frankfurtu nad Menem należy pamiętać, że podczas II wojny światowej zostało zniszczone w 90%. Na obrzeżach przetrwały najważniejsze historyczne budowle, inne natomiast odrestaurowano. Niestety żadne z nich nie udało mi się zobaczyć od środka. Może kiedyś jeszcze będę miała okazję... A tymczasem zabiorę Was w krótką podróż.

Würzburg Residence

wtorek, 22 listopada 2016

Niemcy - Frankfurt nad Menem warty odwiedzenia?

Już na początku naszej podróży do tej jednej z najważniejszych metropolii finansowych świata, mój pech mnie nie porzucił. W połowie drogi naszym nowoczesnym pociągiem, musiałam ruszyć w poszukiwaniu toalety. Ta nie znajdowała się w ustronnym miejscu jak to mają w zwyczaju nasze rodzime wagony PKP, ale na środku przedziału. Niczym nie zrażona weszłam do kabiny przypominającej raczej statek kosmiczny niż zwykłą toaletę. Ku mojemu kolejnemu zaskoczeniu nie było klamki, zamka, sznurka, niczego czym można by zabezpieczyć wejście do środka. Z boku dostrzegłam jedynie parę przycisków i drogą dedukcji wcisnęłam, ten z namalowana kłódką. Kiedy jednak wygodnie zajęłam pozycję, drzwi rozsunęły się i zobaczyłam w nich naszą niemiecką nauczycielkę. Siedziałam tak ze spuszczonymi spodniami na widoku współpasażerów, a ona nerwowo zasłaniała mnie swoim ciałem i wciskała guzik. Drzwi zasunęły się, ale mi wcale nie zrobiło się lepiej. Wiedziałam, że przecież muszę zaraz wyjść. Stałam tak jeszcze chwilę, po czy otworzyłam drzwi i jak najszybszym krokiem, przemknęłam przez przedział. Pani Frau omijała mnie już do końca wymiany haha.

Centrum biznesowe


A wracając do miasta. Frankfurt nad Menem według mnie nie jest miejscem, które koniecznie trzeba odwiedzić będąc w Niemczech, ale na pewno jest warte poświęcenia mu chociaż jednego dnia lub najlepiej całego weekendu! Zastanawiacie się zapewne dlaczego? A choćby dlatego, że to tętniący życiem, ogromny ośrodek bankowo-finansowo-handlowy o dużym znaczeniu, nie tylko dla Niemiec ale i dla całej Europy. Centrum, w którym mieści się wiele szklanych drapaczy chmur przypomina nowojorski Manhattan, a jeden ze stojących tam budynków należy do samego Europejskiego Banku Centralnego!

Za największą atrakcję centrum można uznać wjazd windą na szczyt budynku Main Tower. Wieżowiec ma 240 metrów wysokości i 63 piętra (część z nich jest pod ziemią). Jest to czwarty pod względem wysokości budynek zarówno Frankfurtu nad Menem, jak też całych Niemiec. Z góry możemy podziwiać panoramę całego miasta i okolic. W tym miejscu jest to na pewno atrakcja must see. ;) Cena biletu wynosi 6.50 EURO

sobota, 19 listopada 2016

Schüleraustausch - polsko-niemieckie różnice.


Przyznaję, że nie bardzo wiem jak ugryźć ten temat, żeby nie rzucać stereotypami. Bo co mogą oznaczać różnice kulturowe? W końcu nawet każdy Polak jest inny. Nie będę się tu również skupiać na odmiennej mentalności Niemców i Polaków, ponieważ za krótko tam byłam i za mało widziałam. Pragnę podzielić się z Wami tylko tym, co zdążyłam zaobserwować. Ponadto sytuacje przytoczone tu przeze mnie będą dotyczyć również pobytu Niemców w Polsce.

Ogólnie nie było mi trudno złapać wspólny język z Niemcami. Rozmawialiśmy na wiele tematów, chociaż czasem zdarzały się drobne nieporozumienia. Nie wiem również, jaka jest różnica wiedzy na tematy historyczne i kulturowe między starszymi i młodszymi, bo czasami odnosiłam wrażenie, że spora. Tak jak wtedy, kiedy po obiedzie siedzieliśmy całą rodziną i opowiadałam im trochę o Polsce (na tyle, na ile pozwalały moje umiejętności językowe). Padło pytanie o Gdańsk. Powiedziałam im, że miasto całkiem długo było pod panowaniem niemieckim i architektura starej części miasta przypomina tę niemiecką. Claudia zapytała mnie, czy mieszkający tam ludzie mówią po niemiecku. Odpowiedziałam, że nie, bo niby dlaczego? A ona oburzyła się (w sumie do tej pory nie wiem o co), że to miasto tak długo było niemieckie, że mieszkańcy powinni mówić po niemiecku. Nie będę ukrywać, że byłam dość mocno zaskoczona takim twierdzeniem no i trochę się zdenerwowałam. ;) Tata załagodził sytuację, ale po tej historii już nie wspominałam nic o niemieckiej przeszłości Wrocławia czy Górnego Śląska.

poniedziałek, 14 listopada 2016

Schüleraustausch - Polacy w Niemczech


W tej części chciałabym poruszyć temat Polaków mieszkających na stałe w Niemczech. Podczas wymiany spotkałam ich kilku, ale przytoczę Wam tylko jedną historię.
Moja niemiecka rodzina chcąc sprawić mi przyjemność zaprosiła do siebie Tomka, polskiego kolegę najmłodszego syna. Sama nie wiedziałam, co o tym myśleć.
Tomek zjawił się na kolacji. Standardowo zasiedliśmy wspólnie do stołu i po modlitwie zapadła wyczekująca cisza. Rodzina patrzyła na nas w napięciu, kiedy zaczniemy rozmawiać po polsku. Widząc, że chłopak nie za bardzo się do tego garnie odezwałam się pierwsza. Zapytałam go o jakieś głupoty w stylu ,,co słychać?" i ,,jak długo mieszka w Niemczech?". Odpowiadał niezbyt chętnie, więc kiedy uznałam, że spełniliśmy swój obowiązek przeszliśmy na niemiecki.

wtorek, 8 listopada 2016

Schüleraustausch - wymiana szkolna

Czy mieliście kiedyś marzenie, które bardzo, bardzo, bardzo chcieliście zrealizować? Ja miałam i był nim wyjazd do Niemiec. Niby nic szczególnego, bo przecież blisko i jakoś tak mało egzotycznie...Coś jednak pchało mnie mocno w tamte rejony. Była to moja miłość i prawdziwe uwielbienie dla języka niemieckiego. Już po pierwszym kontakcie na lekcji w podstawówce, straciłam dla niego głowę. W gimnazjum przeobraziło się to wręcz w prawdziwą obsesję: niemiecka telewizja, niemieckie filmy, książki, niemiecka piłka nożna (Bayern Monachium yeah!), nałogowe słuchanie niemieckiej muzyki, rozmawianie z niemieckimi dziwakami na skypie. Miałam nawet koszulkę z niemiecką flagą na piersi, w której uwielbiałam chodzić na lekcje angielskiego haha. Do dziś pamiętam ćwiczenia w domu z ołówkiem pod językiem, żeby złapać akcent. :) Wszyscy zachodzili w głowę jak można słuchać tego okropnego ,,szczebiotania", a dla mnie był to miód na uszy. Zresztą do dziś, kiedy słyszę niemiecki przechodzi mnie przyjemny dreszcz. Przyszłość wiązałam również tylko z germanistyką, co w moim przypadku wydawało się dosyć przewidywalne. Jak plany mogą się pokrzyżować, wiedzą ci, co trafili na ,,cudownych" pedagogów z prawdziwą misją (ironia off). W liceum moja nauczycielka nie podzielała jednak mojej pasji, a jej metod nauczania nawet nie będę komentować.  Na każdym kroku gasiła mój (i nie tylko mój) zapał, aż w końcu się poddałam. Lekcje niemieckiego zaczęły mnie denerwować i straciłam już jakiekolwiek chęci na indywidualną naukę. I tak umiera miłość. Ale proszę jeszcze nie wyciągać chusteczek i nie płakać nad moim losem. Na horyzoncie pojawiła się możliwość wyjazdu na wymianę szkolną do Niemiec. Przeszkodę stanowili niezbyt mi przychylna nauczycielka i rodzice (bo w końcu wymiana polegała również na przyjeździe po roku do Polski mojego niemieckiego kolegi). Jednak moja zawziętość w tym temacie sprawiła, że w końcu wszyscy wyrazili zgodę no i w drogę.

Moja nowa niemiecka rodzina

Pośrodku dom, w którym mieszkałam


poniedziałek, 31 października 2016

Paryż Sacrum / Profanum - Notre Dame i Bazylika Sacre Coeur

Dziś postanowiłam dokończyć moją krótką opowieść o Paryżu. W ostatniej już części chciałabym opowiedzieć Wam o dwóch sakralnych punktach, które odwiedzają nie tylko pielgrzymi. Paryż muszę przyznać przytłoczył mnie swoją wielkością i intensywnością, ale również pozytywnie zaskoczył. Jak pisałam we wcześniejszej notce Czerwony Paryż - Moulin Rouge  stolica Francji kojarzyła mi się do tej pory z kiczem komedii romantycznych i przereklamowanym wizerunkiem miasta zakochanych. Na miejscu jednak zostałam zahipnotyzowana. Paryż jest piękny i sprawia, że można się poczuć bohaterem francuskiego filmu. Na każdym kroku oddycha się sztuką. Chciałam biegać po wszystkich muzeach, galeriach sztuki i siedzieć w nich godzinami. To pragnienie ułatwiał fakt, że dla obywateli UE do 26 roku życia wejścia były darmowe, ale niestety utrudniał ograniczony czas pobytu. Ponadto jak dla mnie to miasto ma w sobie jakąś tajemnicę, niedostępną dla turystów.

Wzgórze Montmartre i Bazylika Sacre Coeur



sobota, 22 października 2016

Wieża Eiffla i pasztetowa...? ;-)

A teraz chciałabym się z Wami podzielić dniem, w którym zobaczyliśmy symbol Paryża, a myślę, że nawet symbol całej Francji! Jest nią niezaprzeczalnie wieża Eiffla. Co do drugiego członu tytułu dowiecie się czytając cały post. :) Obecnie nikt nie wyobraża sobie paryskiego krajobrazu bez ,,Żelaznej Damy", którą przy dobrej pogodzie widać nawet z odległości 40 kilometrów, ale w przeszłości nie zawsze tak było. Budowla od samego początku wywoływała ogromne kontrowersje i emocje wśród mieszkańców. Nazywano ją ,,merkantylnym płodem", "nieudaną latarnią uliczną", "fabryczną rurą" czy też "szkieletem dzwonnicy". Francuski pisarz Guy de Maupassant pisał, iż posiłki jada codziennie właśnie na wieży Eiffla, ponieważ to jedyne miejsce, z którego jej nie widać. Doszło do tego, że 14 lutego 1887 roku dziennik Le Temp opublikował słynny „Protest artystów” przeciwko budowie wieży. Podpisało się wówczas pod nim wiele znanych osobistości Francji. Budowli zarzucano, że przytłoczy swą barbarzyńską masą Notre Dame, Sainte-Chapelle, Tour Saint-Jacques oraz ,,umniejszy wszystkie upokorzone pomniki oraz wszystkie pomniejszone budowle w Paryżu". Kiedy argumenty estetyczne nikogo już nie przekonywały, zaczęto straszyć miejscową ludność, że wieża szybko runie i uśmierci wszystkich w jej pobliżu. Jak można się domyślić nie zaprzestano jednak jej dalszej budowy. Czy to dobrze? Nie mnie oceniać jej walory estetyczne, na pewno dobrze dla finansów miasta, ponieważ wieżę Eiffla do tej pory odwiedziło 200 milionów ludzi z całego świata! W tym również nasza dwójka. ;)  

niedziela, 16 października 2016

Paryż - Cmentarz Pere-Lachaise

Cmentarz Pere-Lachaise to również jedno z najbardziej znanych i najchętniej odwiedzanych nekropolii na świecie. Nic dziwnego to miejsce pochówku wielu słynnych twórców kultury i sztuki. Nie powiem, żebym była entuzjastką ,,zwiedzania" cmentarzy, jednak nie mogłam pominąć grobu jednego z najwybitniejszych Polaków. Mowa oczywiście o Fryderyku Chopinie.

czwartek, 13 października 2016

Paryż miasto ogrodów - Ogród Luksemburski i Ogród Wersalski

Niewątpliwe pięknymi miejscami w Paryżu są ogrody. Nam się udało zobaczyć dwa: Ogród Luksemburski i Ogród Wersalski. Niestety muszę się przyznać do tego, że nie zwiedziliśmy Wersalu od środka. Do dziś nie potrafię sobie tego wybaczyć. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko brak czasu i sił po wielogodzinnym zwiedzaniu poprzedniego dnia Luwru. Cóż mogliśmy to wszystko zaplanować w inny sposób, bardziej praktyczny, ale jak już wspominałam wcześniej żółtodzioby z nas wtedy były. 

Ogród Luksemburski 


czwartek, 25 sierpnia 2016

Muzealny Paryż - Luwr


W Paryżu na pewno możemy spędzić mnóstwo czasu w niesamowitych muzeach. My również postanowiliśmy skorzystać z takiej możliwości i wybraliśmy się do Luwru. Oczywiście pojechaliśmy tam z samego rana, ponieważ legendy o kilometrowych kolejkach do wejścia trochę mnie przerażały. Chyba nikt z Was nie miałby ochoty stać godzinami w kolejce, my też nie. Na szczęście po dotarciu na miejsce nie zobaczyliśmy większego ruchu na zewnątrz, wewnątrz też nie wyglądało to dramatycznie. Do muzeum wchodzi się poprzez charakterystyczną szklaną piramidę pokrywającą podziemny hal Napoleona w którym znajdują się przejścia do wszystkich trzech skrzydeł Luwru - Richelieu, Sully i Denon. Wybudowana w 1989 roku Pyramide du Louvre w celu odciążenia konwencjonalnych wejść wzbudziła wiele kontrowersji, niektóre teorie spiskowe zakładały nawet że konstrukcja jest dziełem szatana ponieważ składa się dokładnie z 666 szyb (w rzeczywistości jest ich 672). Z czasem jednak krytyka osłabła, a piramida stała się kolejnym symbolem miasta.


wtorek, 23 sierpnia 2016

Czerwony Paryż - Moulin Rouge.

Dziś z chęcią pogawędzę z Wami trochę o Paryżu. Ilu z Was marzy lub marzyło o odwiedzeniu tego prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalnego miasta na świecie? Pewnie wielu... ja byłam chyba wyjątkiem.

Paryż kojarzył mi się z miejscem pielgrzymowania zakochanych, komediami romantycznymi i ckliwymi historiami o oświadczynach pod wieżą Eiffla. Jednym słowem - kicz. Tak się jednak złożyło, że na stronie linii lotniczych pojawiły się bilety w cenie 80 złotych w dwie strony. Szybko więc podjęliśmy decyzję, że lecimy. Jeszcze w domu zarezerwowaliśmy tani hotel w niedalekim sąsiedztwie stacji metra Place de Clichy i w drogę. :) Gdy już wylądowaliśmy i udało nam się dotrzeć z lotniska do naszego lokum nie wiedzieliśmy, co ze sobą począć. Godzina była już późna, a my dopiero raczkowaliśmy w dziedzinie turystyki i zwiedzania. Sprawdziliśmy, że najbliżej mamy do słynnego Moulin Rouge, więc nie tracąc czasu poszliśmy tam. 

Moulin Rouge. 

 


piątek, 19 sierpnia 2016

Podróż do przeszłości? Wieliczka.

Szyb Daniłowicza
Zastanawialiście się kiedyś nad waszymi wspomnieniami wycieczek z dzieciństwa? Lubiliście zwiedzać już od najmłodszych lat czy raczej rozglądaliście się za McDonaldem i salonem z grami? ;) Cóż, ja uwielbiałam odwiedzać nowe, ciekawe miejsca będąc już w podstawówce, jednak żeby nie wyjść na ,,nudziarę" przed kolegami z klasy, udawałam że nie do końca mnie to wszystko interesuje - ot dziecięca logika. Wspomnienia jednak mają wielką siłę i co jakiś czas wracają do mnie w postaci obrazów i emocji. Postanowiłam więc skonfrontować moje wyobrażenia z dzieciństwa z teraźniejszością.

środa, 17 sierpnia 2016

Imperialne inspiracje

Dziś podzielę się z Wami książką, która stała się moją inspiracją do poszerzenia swojego spojrzenia na świat. Była to również pierwsza książka z gatunku literatury faktu, który zawładnął moim czytelniczym sercem i półką w pokoju na lata.

Gdzieś w odległych czasach gimnazjalno/licealnych wszystko, co wiązało się z kulturą Europy Wschodniej (w tym również Polski) wydawało mi się zaściankowe, nudne i wypadało niezwykle blado w porównaniu z tym, co może zaproponować Europa Zachodnia. 
Piękny Paryż z ogromem muzeów, uwodzicielski stary Rzym czy bajkowe niemieckie zamki, kto by nie chciał tego zobaczyć? Natomiast Rosja? Ukraina? Przecież za każdym rogiem czai się ktoś, kto mógłby mnie okraść, porwać i zabić. Po drugie, co mi te państwa mogą zaoferować, poza tym co znam z własnego podwórka czyli szara komuna i postsowieckie bloki. Niezwykła ignorancja, prawda? Ryszard Kapuściński tak właśnie opisał taka postawę:

,,Przeciętny człowiek nie jest specjalnie ciekaw świata. Ot, żyje, musi jakoś się z tym faktem uporać, im będzie go to kosztowało mniej wysiłku- tym lepiej. A przecież poznawanie świata zakłada wysiłek, i to wielki, pochłaniający człowieka. Większość ludzi raczej rozwija w sobie zdolności przeciwne, zdolność, aby patrząc- nie widzieć, aby słuchając- nie słyszeć."