Na podsumowanie 2016 roku chcę podzielić się z Wami doświadczeniem moich letnich wędrówek po Beskidach. Dlaczego akurat ten temat wybrałam na zamknięcie roku na moim blogu? Bo jestem z tego niezwykle dumna i poczytuje to sobie jako mój tegoroczny sukces. Pewnie dla zaprawionych górskich piechurów Beskidy to taki poobiedni spacer z 3 letnim dzieckiem, ale dla mnie każdy szczyt, który ma około 1000 m.n.p.m. już stanowi wyzwanie. W okresie gimnazjalno-licealnym wspinałam się stosunkowo często, ale bardzo tego nie lubiłam i robiłam to tylko dla towarzystwa. Okropnie szybko się wtedy męczyłam i szłam cała czerwona na końcu grupy złorzecząc pod nosem. Porzuciłam górskie wędrówki na wiele lat i na każdą propozycję wspinaczki odpowiadałam stanowcze: NIE! Do czasu...
Czantoria
Gdy w tym roku znajomi podsunęli myśl o wypadzie w góry, byłam dość sceptycznie nastawiana, ale fajnie było spędzić trochę czasu wspólnie, no i miałam za sobą już prawie dwumiesięczne regularne bieganie. Stwierdziłam więc - czemu nie? Najwyżej będę wszystkim uprzykrzać czas swoim marudzeniem. Poprzeczka nie była też zbyt wysoko zawieszona, bo naszym celem została mierząca ,,tylko" 995 m.n.p.m. Wielka Czantoria. Zaparkowaliśmy samochód w Ustroniu i czerwonym 3,5 kilometrowym szlakiem powędrowaliśmy w górę.