poniedziałek, 23 listopada 2020

Rumunia - Drum Bun czyli dobrej podróży


Rumunia to niesamowity kraj. Piękny i różnorodny. Przed obraniem tego państwa za cel wakacyjnej destynacji, niewiele o nim wiedziałam. Raczej kierowana uprzedzeniami w pierwszej chwili nie byłam zbyt przekonana do tego wyjazdu. Jak bardzo się myliłam okazało się bardzo szybko i do dziś jestem jego zagorzałą obrończynią przed niesprawiedliwymi stereotypami. ;) W prawdzie Rumunia była po części tematem mojej pracy licencjackiej, ale głównie od strony historycznej i społecznej. Jakie skarby w sobie kryje dowiedziałam się przygotowując się do wyjazdu i będąc już na miejscu. 

W roku, w którym wybraliśmy się w tę podróż tj. 2014, Rumunię odwiedziło 3,5 mln turystów, w tym nasza trójka śmiałków rządna przygód.  Nie jest to specjalnie zawrotna liczba, (dla porównania Polskę w 2015 r. odwiedziło 16,7 mln turystów) co dla mnie było akurat super. W prawdzie najbardziej znane atrakcje turystyczne i tak zawsze były oblegane, ale dawało to uczucie, że jest się w bardziej egzotycznym miejscu, gdzie nie docierają rzesze turystów.  Rumunia to kraj, w którym najlepiej będą mogli poczuć się miłośnicy samodzielnego zwiedzania i niezależności od biur podróży, można wtedy docenić spokój i swobodę, której ciężko doświadczyć gdziekolwiek indziej, a ponadto podziwiać w swoim tempie piękną rumuńską naturę. 

Zważywszy, że powierzchnia Rumuni wynosi 238 391 km² zajmując pod tym względem 80 miejsce spośród wszystkich państw na świecie, a my dysponując ograniczonym czasem, byliśmy zmuszeni doprecyzować, co konkretnie chcemy zobaczyć. Padło na region znany chyba wszystkim z horrorów o krwiożerczym wampirze Edwardzie ze Zmierzchu - Transylwanię* z pięknymi zamkami, Karpatami i niesamowitą trasą Transfogaraską.

Granicę, kraju przekroczycie posługując się dowodem osobistym lub paszportem, bo choć od 2007 r. Rumunia należy do Unii Europejskiej, to wciąż nie przystąpiła do strefy Schengen, także spodziewajcie się kontroli na granicy. Walutą obowiązującą jest lej rumuński, który łatwo wam będzie przeliczać bo wynosi prawie 1:1 do złotego. Ponadto ceny paliwa są wyższe niż w Polsce, natomiast w okresie, w którym byliśmy ceny noclegów były zaskakująco niższe niż u nas. 

Mogłabym rzec, że wyjazd był prawie spontaniczny. Skąd takie śmiałe stwierdzenie? A to dlatego, że poza obranymi miejscami, w których chcieliśmy się zatrzymać, nie mieliśmy zaplanowanych noclegów, także jechaliśmy w ciemno. Na wypadek, gdyby nie udało nam się znaleźć gdzieś jakiegoś spania wzięliśmy nawet namioty. :D Na szczęście poza jednym zaplanowanym noclegiem na dziko w górach, nie musieliśmy z nich korzystać. 

Tak więc wyruszając w sierpniu 2014 r, przez Słowację i Węgry, zaczęliśmy niezapomniane dwa tygodnie wakacji...cdn.


*(dobra, przecież wiadomo że chodzi o Vladzia Draculę :P).




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz