sobota, 19 listopada 2016

Schüleraustausch - polsko-niemieckie różnice.


Przyznaję, że nie bardzo wiem jak ugryźć ten temat, żeby nie rzucać stereotypami. Bo co mogą oznaczać różnice kulturowe? W końcu nawet każdy Polak jest inny. Nie będę się tu również skupiać na odmiennej mentalności Niemców i Polaków, ponieważ za krótko tam byłam i za mało widziałam. Pragnę podzielić się z Wami tylko tym, co zdążyłam zaobserwować. Ponadto sytuacje przytoczone tu przeze mnie będą dotyczyć również pobytu Niemców w Polsce.

Ogólnie nie było mi trudno złapać wspólny język z Niemcami. Rozmawialiśmy na wiele tematów, chociaż czasem zdarzały się drobne nieporozumienia. Nie wiem również, jaka jest różnica wiedzy na tematy historyczne i kulturowe między starszymi i młodszymi, bo czasami odnosiłam wrażenie, że spora. Tak jak wtedy, kiedy po obiedzie siedzieliśmy całą rodziną i opowiadałam im trochę o Polsce (na tyle, na ile pozwalały moje umiejętności językowe). Padło pytanie o Gdańsk. Powiedziałam im, że miasto całkiem długo było pod panowaniem niemieckim i architektura starej części miasta przypomina tę niemiecką. Claudia zapytała mnie, czy mieszkający tam ludzie mówią po niemiecku. Odpowiedziałam, że nie, bo niby dlaczego? A ona oburzyła się (w sumie do tej pory nie wiem o co), że to miasto tak długo było niemieckie, że mieszkańcy powinni mówić po niemiecku. Nie będę ukrywać, że byłam dość mocno zaskoczona takim twierdzeniem no i trochę się zdenerwowałam. ;) Tata załagodził sytuację, ale po tej historii już nie wspominałam nic o niemieckiej przeszłości Wrocławia czy Górnego Śląska.

Po przyjeździe do Polski naszych gości chyba najbardziej zszokowały ogromne postkomunistyczne osiedla, na których mieszkaliśmy. Cóż typowe bloki z wielkiej płyty, dla nas widok opatrzony. Im kojarzył się z mieszkaniami komunalnymi dla biedniejszej części mieszkańców Wschodnich Niemiec. Zastanawiali się jak można mieszkać w takich ciasnych mieszkaniach itd. Na podsumowanie mogłam tylko powiedzieć - takie życie. Pewnie by mieli niezły ubaw, gdyby się dowiedzieli, że ludzie na mieszkania w tych właśnie blokach zapożyczają się na 30 lat. ;)

Jedna sytuacja mnie mocno rozśmieszyła, kiedy w Polsce staliśmy przed pasami i czekaliśmy, aż w końcu jezdnia się zwolni. Niemcy byli wręcz oburzeni, że muszą tak stać i próbowali wejść na pasy pod nadjeżdżające samochody. Zrobiło się trochę niebezpiecznie. Pytali tylko, po co nam te pasy w takim razie? Dobre pytanie... chyba do wlepiania mandatów. 

Niemcy piją prawie wszystko gazowane. Mają specjalne sprzęty w domu do robienia bąbelków nawet w soku owocowym. Nie podobało mi się to za bardzo, bo rzadko pijam gazowane napoje. W moim domu króluje herbata. Kiedy Claudia jadła u mnie posiłki zawsze na stole stała zaparzona, ciepła, po prostu mniam. Nie wpadło mi do głowy, że może jej nie lubić.  Dowiedziałam się o tym, dopiero na koniec wymiany, kiedy przy śniadaniu na wycieczce w górach chciałam jej nalać herbatę do kubka. Głupio mi się zrobiło, że potraktowałam to jako oczywistość, a ona krępowała się powiedzieć, że jej nie pija ehh. 

Nie wiem czy to typowa polska cecha czy nie, ale mamy jakiś problem z mówieniem wprost. Dotyczy to chyba głównie wypraszania gości. Zamiast powiedzieć ,,słuchaj, późno się już zrobiło i musisz wyjść" to owijamy wszystko w bawełnę, robimy dziwne gesty i mamy nadzieję, że gość się domyśli, o co nam chodzi. Ja też się tak zachowuję, także nie mam zamiaru tego oceniać, zresztą pewnie nie tylko ja hehe. Często jeszcze, gdy gość chce wyjść mówimy grzecznościowo ,,co tak wcześnie?" ,,zostań jeszcze" itp, itd. Jak się dowiedziałam niedawno, to wręcz staropolska, szlachecka tradycja (polecam obejrzeć o tym, bardzo ciekawy film na kanale youtube Historii bez cenzury ). W Niemczech na pewno czegoś takiego nie doświadczymy. Gdy zrobiło się późno usłyszałam wprost, że mam iść do siebie. Było to wypowiedziane oczywiście uprzejmym tonem, ale tak mnie wtedy uraziło, że szok. Teraz jest to dla mnie śmieszne. Ta polska cecha okazała się sporym problemem, kiedy próbowaliśmy insynuuować Niemcom, że pora wyjść, iść spać itd. Nic do nich nie docierało, przez co tylko utrudnialiśmy sobie nawzajem życie. 

Ale żeby nie było tylko o polskich cechach, doświadczyłam również na własnej skórze sławnej niemieckiej skrupulatności i przestrzegania przepisów. Na wycieczce w Wurzburgu dostaliśmy 5 EURO na jedzenie w McDonaldzie. Polska część turystów trochę się podśmiewała z tak zawrotnej kwoty. Zastanawialiśmy się, co kupimy za piątaka. Jak się okazało, całkiem sporo. Hamburger nie kosztował wtedy nawet jednego euro. Postanowiliśmy się obkupić. Do swoich zakupów chciałam dołożyć trochę swoich pieniędzy, ale spotkałam się z takim oporem Niemców, że zrezygnowałam z tego pomysłu. Usłyszałam, że dostaliśmy 5 EURO i mamy wydać dokładnie 5 EURO i nic ponad to. 

Różnicą, którą zauważyłam było także to, że w Niemczech już nastolatkowie często podejmowali jakąś mało zobowiązującą pracę. W Polsce raczej rzadko można było spotkać 14-18 latka dorabiającego sobie roznosząc gazety, kosząc sąsiadom trawniki, wyprowadzając psy czy opiekującego się dziećmi sąsiadów. Teraz trochę się to zmienia, ale i tak nie jest tak powszechne jak w Niemczech.

Dużym zaskoczeniem w Niemczech dla mnie była ich konsolidacja szkół. W moim mieście, w którym mieszka ponad 120 tys osób naliczyłam plus / minus 25 placówek ponadgimnazjalnych. U nich na też całkiem sporym terenie był jeden ogromny budynek. Ponad 2000 dzieciaków w jednej szkole. Chodziliśmy wieloma korytarzami, a ja się zastanawiałam, że przynajmniej na początku mają niezły problem, żeby to wszystko ogarnąć. Wydaje mi się, że w takich dużych placówkach znacznie łatwiej o szkolną przemoc. Dowiedziałam się również, że Turcy w szkole tworzą odrębną grupę i trzymają się razem. Usłyszałam, też sporo żartów na temat ich niemieckiego akcentu oraz ubioru, zwłaszcza u żeńskiej części. Niemcy za to byli zdziwieni, że moja szkoła jest taka mała i zadbana. U nich toalety były całkowicie zdewastowane. W kabinach były same muszle bez spłuczek. Wszystko pomazane, zachlapane, brudne. Popękane lustra, zepsute krany. Normalnie jakby się weszło do najgorszej speluny w mieście. 

Ze śmiesznych sytuacji Niemcy pytali nas czy w Polsce są same ,,kujony". Nie wiedziałam, za bardzo o co im chodzi, ale szybko wyjaśnili, że w Niemczech jeśli nosisz plecak przy samych plecach to jesteś kujonem. Jeśli chcesz być cool to plecak powinien zwisać poniżej pośladków. Co za kretyńska i niewygodna moda haha. Ponadto wszyscy, dosłownie wszyscy niemieccy chłopcy mieli fryzury na wczesnego Justina Biebera. 

Różnic jest na pewno dużo więcej, ale te opisane tu przeze mnie zapadły mi najbardziej w pamięci. Nie uważam też, żeby te różnice sprawiały, że w czymś jesteśmy gorsi, a w czymś lepsi. Jesteśmy po prostu inni i tyle. A czy Was coś zaskoczyło lub poruszyło? A może macie inne własne doświadczenia w tym temacie? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz