niedziela, 29 stycznia 2017

Anglia i inne perypetie


Do tego wyjazdu zawsze lubię wracać pamięcią. Był to pierwszy wypad za granicę na własną rękę, pierwszy razem z Marcinem i pierwszy lot samolotem. Myślę, że jeszcze w wielu aspektach można by go uznać jako ,,pierwszy", ale nie będę się już tu specjalnie nad tym rozwodzić. Lecieliśmy do Anglii bez planów, a o tej części Królestwa niewiele nawet wiedziałam. Wiadomo, że dla wszystkich najpopularniejszym kierunkiem w Anglii jest Londyn, a ja mam to szczęście mieć rodzinę na północy tej deszczowej krainy i dzięki temu zobaczyłam miejsca, o których zapewne w innym przypadku nawet bym nie pomyślała. Pomieszkując kątem u rodzinki, podjadając przywieziony z domu bigos zwiedziłam mniej lub bardziej Manchester, York, Blackpool i Leeds. Muszę przyznać, że już na pierwszy rzut oka widać różnicę, nie tylko między Polską, a Anglią, ale przede wszystkim między Anglią, a Europą Kontynentalną. Teraz Anglia to taka druga ,,Polska", ale wówczas wszystko było dla mnie po prostu nowe. Byłam zaskoczona jak wielu rodaków spotykam na ulicy, w sklepach i w muzeach. Do dziś pamiętam to dziwne uczucie, kiedy weszliśmy do polskiego sklepu kupić chleb, w tle leciał ,,biały miś", a ja poczułam się z powrotem jak 10 letnie dziecko u babci na wsi.


W Anglii zadziwiało mnie mnóstwo rzeczy i sytuacji. Może najpierw zacznę o tych pozytywnych. np. jak wszyscy są mili i skłonni do pomocy. W pociągu konduktor sam z siebie opowiedział nam o zniżkach, które nam przysługują, w sklepie nie było problemu z wymianą niechcianego towaru, w banku z wymianą starych funtów, które jak się okazało zabraliśmy ze sobą. Taka postawa mieszkańców, ułatwiała nam wiele rzeczy. 

Z sytuacji dziwnych lub bardziej negatywnych muszę przyznać, że zszokowała mnie ilość bardzo otyłych ludzi na ulicach i w klubach. Nigdy wcześniej i później nie widziałam w zwykłej sieciówce tak ogromnych stringów i ogólnie ubrań w tak dużych rozmiarach. Ciężko mi było znaleźć dla siebie rzeczy w rozmiarze S, bo i tak były za luźne. Kolejną sytuacją, która tym razem bardzo mnie raziła, to bałagan jaki pozostawiają po sobie Anglicy i Pakistańczycy. Pierwszym takim szokiem kulturowym pod tym względem, były zostawiane po sobie śmieci na stole w Mcdonaldzie. W Polsce jestem przyzwyczajona, że wszyscy jak skończą jeść zabierają swoje plastikowe tacki i ich zawartość wyrzucają do kosza. Tam nie ma na to, co liczyć. Głupotą totalną już było zostawianie tych śmieci na dworze, bo wiatr zaraz wszystko rozwiewał i robiło się dookoła niezłe śmietnisko. Masakra. Nie zapomnę, też jak na dworcu opuszczająca swoje miejsca jakaś pakistańska rodzina zostawiła taki syf, że nie można było usiąść na kilku miejscach...

W Anglii zobaczyłam, też jak wygląda prawdziwy clubbing. Przemieszczanie się po godzinie do innego klubu, mnie osobiście nie przypadło do gustu, bo wolę sobie klapnąć ze znajomymi przy piwku w jednym miejscu, ale było ciekawym doświadczeniem. Poza tym w Polsce w weekendowy wieczór prawie nie ma szans na zajęcie sobie jakiegoś stolika bez wcześniejszej rezerwacji, tam spokojnie radzą sobie z tym problemem. Wszyscy stoją w ścisku popijając procenty w szklanych kuflach i nikt specjalnie nie rozgląda się za wolnym krzesłem. Szczerze to nie wiem jak długo tak wytrzymują. Stojąc oczywiście. Poza tym, będąc w barze, miałam dopiero 20 lat i nie wiedziałam, że w UK alkohol można pić dopiero od 21 roku życia. Ale co tam, spróbowałam wtedy najlepszego Guinnessa w moim życiu. Tak dobrego już nie udało mi się nigdzie znaleźć. Jeszcze z innych śmiesznych ,,barowo-klubowych" sytuacji, zupełnie otwarcie moją siostrę podrywała jakaś lesbijka. Na początku nawet nie zorientowaliśmy się o co chodzi, dopiero gdy odeszła nasz znajomy wyjaśnił nam, co się przed chwilą wydarzyło hehe.

W Anglii mój wzrok przykuwała też moda panująca na ulicach. Zupełnie inna, niż była wówczas w Polsce. Ja byłam zachwycona, bo prawie wszystkie ubrania były w kwiatki, a ja miałam wtedy do nich prawdziwą słabość. Moja ciuchy przywiezione z Primarku, przez pewien czas wyróżniały się na tle innych w naszej ojczyźnie. Szkoda tylko, że po trzech praniach nadawały się już tylko do mycia podłóg. :P No, ale czego można się spodziewać po tak niskich cenach nawet dla Polaków. Moja siostra tak się obkupiła, że myśleliśmy, że nie damy rady zabrać tego wszystkiego z powrotem. Naprawdę fajne przeżycie. Nawet Marcinek sobie coś kupił. :) A wracając jeszcze na chwilę do mody na ulicach, to w Anglii, a nie w Niemczech pierwszy raz zobaczyłam kobiety w burkach. To był dopiero dla mnie szok. Przypatrywałam się im, jak dużo czasu poświęcają na wybieranie ubrań w sklepach i tak się tylko zastanawiałam, po co? 

Chcę też poruszyć jeden dość przykry temat, a mianowicie żebrzących na Wyspach Polaków. Kiedy byliśmy w kościele w Manchesterze, podszedł do nas jeden i zaczął opowiadać swoją smutną historię życia prosząc oczywiście o pieniądze dla rodaka. Nie powiem, zrobiło mi się go wtedy okropnie żal. Wyjaśniono nam później, że często tak naciągają i żeby nie dawać się oszukiwać. Byłam okropnie zła, że ktoś sobie tak bezczelnie pogrywa z moimi uczuciami. Niestety potem byłam świadkiem też innych, podobnych sytuacji. Myślę, że naprawdę potrzebująca osoba zwróciła by się o wsparcie do odpowiednich instytucji, u których na pewno znalazła by pomoc w powrocie do kraju, czy w stanięciu na nogach. A takie zaczepianie i odwoływanie się do bliżej nie określonych powiązań polskiej krwi, byle by tylko naciągnąć na kasę jest wyjątkowo perfidne. Ale co zrobisz? Nic nie zrobisz...

A tak już zbliżając się do końca tej notki chce jeszcze napisać, że brytyjska pogoda naprawdę może wpędzić człowieka w depresję, a w budkach telefonicznych śmierdziało moczem hehe.

W Anglii byłam w 2010 roku, aż trudno uwierzyć, że tyle czasu już minęło... Spędziłam tam dwa tygodnie , więc są to krótkie i subiektywne obserwację, które mogą się zupełnie różnić od doświadczeń ludzi mieszkających tam już od wielu lat.

A może ktoś z Was poleciłby mi jeszcze jakieś ciekawe miejsca na północy Anglii? Chętnie bym się tam kiedyś wybrała drug raz. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz