piątek, 24 lutego 2017

Anglia - Blackpool: młodzi ludzie i morze.

Siedząc sobie wygodnie w naszym mieszkanku w Halifaxie, zastanawialiśmy się, gdzie tu jeszcze moglibyśmy zapuścić nasze cztery litery. I tak rozmyślając Marcin wpadł na pomysł Blackpool. Wsiedliśmy więc do pociągu i już po 1,5 godziny drogi byliśmy na miejscu.
Blackpool to nadmorska, turystyczna miejscowość, jednak o opalaniu się na pięknej i piaszczystej plaży można raczej zapomnieć. Byliśmy tam w lipcu, a zimny wiatr znad morza Irlandzkiego i temperatura w granicach 20 stopni skutecznie zniechęcała nas nawet do zamoczenia nóg brr. Choć było zimno, pogodna była słoneczna, więc humory naszej trójce i tak dopisywały.

O historii tego miejsca nie będę się za bardzo rozpisywać, bo też nie ma specjalnie o czym. W pierwszych wiekach naszej ery te tereny znajdowały się pod panowaniem Cesarstwa Rzymskiego, natomiast od VIII wieku pokojowo współegzystowali tu Wikingowie oraz rdzenni mieszkańcy, stając się w następstwie jednym plemieniem.  W średniowieczu istniała tu niewielka, rybacka osada, przez którą przepływał do morza czarny strumień, czyli po angielsku Black Poole. :) W połowie XVIII wieku popularność wśród bogatych mieszkańców Anglii zyskiwały lecznicze, morskie kąpiele. Interes zwietrzyli w tym Thomas Clifton i Sir Henry Hoghton budując z Halifaxu i Manchesteru pierwszą prywatną drogę oraz oferując dla kuracjuszy usługi transportowe. Trzeba przyznać, trafili w dziesiątkę. Miasto rozrastało się coraz bardziej, powstawały hotele, domki letniskowe, różnego rodzaju miejsca rozrywki jak opera, teatr, zoo i inne atrakcje. Ciekawostką jest, że w sezonie turystycznym fabryki działające na terenie Blackpool zamykały się na tydzień, każda w innym terminie, dzięki czemu mieszkańcy mogli w tym czasie obsługiwać turystów. W tamtej epoce nie było jeszcze znane utrzymywanie się tylko z turystyki, jak ma to miejsce w niektórych częściach świata dzisiaj. Taki system zapewniał ciągłość i stabilność odwiedzającym. Blackpool wyrosło na ważne centrum turystyczne w Anglii. W 1840 roku doprowadzono do miasta tory kolejowe, dzięki czemu do kurortu regularnie dojeżdżały pociągi nawet z Londynu. Jednak zmiany gustu i możliwości sprawiły, że większość Brytyjczyków zaczęło spędzać swoje urlopy za granicą, tym samym pod koniec XX wieku Blackpool straciło swoją wiodącą rolę turystyczną w kraju. Jednak nie dajcie się zwieść, co roku w to miejsce i tak przyjeżdżają miliony turystów.

Po wstępnym rekonesansie na promenadzie postanowiliśmy się przejść po molo, niestety tu również jak chyba we wszystkich innych miejscach na świecie musieliśmy zapłacić. Ta przyjemność wyniosła nas 5 funtów, ale dla widoków było warto.

Z molo możemy jeszcze dojrzeć Blackpool Tower, czyli najwyższą budowlę w mieście, otwartą w 1894 roku. Wzorowana na wieży Eiffla, mierzy 158 m wysokości. Mieści się w niej m.in. Sala Balowa, Cyrk, Akwarium, Restauracja 1894, Jungle Jims i Jurassic Walk. Spacer po molo kiedyś musiał dobiec końca. Postanowiliśmy więc przejść się brzegiem morza, a część z nas nawet zamoczyć nogi. 

Ale co tam molo, Blackpool Pleasure Beach czyli wesołe miasteczko to dopiero była atrakcja. To najpopularniejszy angielski park rozrywki (6 mln odwiedzających rocznie). Na początku z siostrą byłyśmy negatywnie nastawione, bo całodniowy bilet kosztował 100 funtów, a to było dla nas o wiele za dużo. Jednak Marcin wypatrzył opcję, że za 15 funtów mogliśmy wybrać dwie małe atrakcje lub jedną dużą. Jak się może domyślacie, wybraliśmy jeden z największych i najszybszych rollercoasterów na świecie Pepsi Max Big One. Kolejka wciągnęła nas na wysokość 72 m.n.p.m, a następnie pognała w dół z prędkością 119 km/h. Byłam nawet zbyt przerażona, żeby krzyczeć hehe. Niezapomniane przeczycie i widoki! Z góry widać morze i miasto, szkoda że nie robią dłuższego postoju na podziwianie. Wybaczcie, ale przed zjazdem nie robiłam żadnych zdjęć, za bardzo się bałam. Udostępnię jedynie filmik z youtube, gdzie możecie choć trochę doświadczyć tej adrenaliny, co my. 
Wychodząc z wagoniku na dole, miałam nogi jak z waty i nie mogłam przestać się śmiać (tak reaguję na stres haha). Polecam każdemu, kto wytrzyma taką dawkę strachu, bo naprawdę warto!  

Po takiej dawce adrenaliny oczywiście zgłodnieliśmy, nie mogło być inaczej. :) Poszliśmy do jednej z knajpek wzdłuż promenady na angielskie fisch&chips. Musze przyznać, że naprawdę dobry fast food, mam nadzieję, że będę miała jeszcze kiedyś okazję go spróbować.

Blackpool to naprawdę fajne i ładne miejsce na niedzielny odpoczynek. Łatwy dojazd i sporo miejsc, w których możemy się rozerwać z rodziną lub ze znajomymi. Polecam, bo jak sami widzicie, naprawdę warto!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz